My Polacy nie potrzebujemy niczego innego poza przekonaniem, żeby zorganizować się i połączyć w wielką wspólnotę” – oświadczyła. Warszawski marsz rozpocznie się w 18. rocznicę śmierci Jana Pawła II 2 kwietnia o godz. 11.00 z Ronda Dmowskiego, przejdzie ulicami: Marszałkowską, Królewską, Placem Piłsudskiego, Krakowskim
Na razie różnice między oczekiwaniami zawodnika ofertą klubu są spore. Jest jednak alternatywa - Grigori Łaguta. Emil Sajfutdinow trafił do Unibaksu przed tym sezonem na zasadzie wypożyczenia z Częstochowy. teraz staje się wolnych zawodnikiem. Nowy właściciel klubu i menedżer Jacek Gajewski chcą Rosjanina zatrzymać. Trudno się dziwić. Żużlowiec szybko stał się liderem "Aniołów". Zakończył sezon ze średnią 2,28, co dało mu 4. miejsce w ekstralidze. Sajfutdinow zarobił w tym sezonie ok. 1,7 mln zł, częściowo w postaci indywidualnej umowy sponsorskiej z Unibaksem. Nowy właściciel klubu zamierza jednak ograniczyć fundusz płacowy (podobne plany ujawniła już także Unia Leszno). Każdy z liderów zespołu otrzymuje podobną ofertę wyjściową - 175 tys. zł za podpis i 4,5 tys. zł za punkt. To maksymalne stawki w ekstralidze przewidziane w regulaminie finansowym (co oczywiście nie oznacza, że są ostateczne).Sajfutdinow i jego menedżer Tomasz Suskiewicz oczekiwania mają jednak znacznie większe, więc rozmowy szybko się nie zakończą. Czy to oznacza, że Toruń ma małe szanse na utrzymanie Rosjanina w składzie? Niekoniecznie. Tutaj ma gwarancję wypłat na czas, czego nie gwarantuje praktycznie żaden inny klub w ekstralidze. Po przygodach w Częstochowie Sajfutdinow może zdecydować się na niższy, ale pewny kontrakt. Zwłaszcza, że na Motoarenie czuje się znakomicie i wrócił do formy sprzed kilku Gajewski: - Chcemy utrzymać Australijczyków i Emila, ale mamy określone założeniafinansowe. Jeśli ktoś będzie chciał odejść, to droga wolna. Zawodników na rynku będzie dość Sajfutdinow długo zwlekać nie może. Zainteresowany startami w Toruniu jest Grigorij Łaguita. Pierwsze rozmowy z drugim Rosjaninem mają się wkrótce rozpocząć. Unibax Toruń - Renault Zdunek Wybrzeże Gdańsk. źródło: Enea Ekstraliga/x-newsCzytaj e-wydanie »Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje
Już nie chcę wracać do sytuacji z tego finału, ale prawdą jest, że ze względu na pewnych ludzi, którzy zostali w drużynie, odszedłem z Torunia – przyznał Bajerski. 0 punktów w dwumeczu zaliczył wtedy Krzysztof Kuczwalski, a poniżej oczekiwań, zwłaszcza na własnym torze wypadł też Mirosław Kowalik – 6+1.
Tuż po tegorocznym barażu napisałem felieton. Pewien Redaktor obiecał mi na Gali PGE Ekstraligi, że go opublikuje, choć zastrzegłem, że będzie wobec niego, i nas samych – dziennikarzy, krytyczny. W odpowiedzi, przy świadku, usłyszałem, że Redaktor nie ma z tym problemu i chętnie przyjmie konstruktywną dyskusję. Kiedy jednak wysłałem tekst, zmienił zdanie i poinformował mnie, że felieton nie pójdzie. Złagodziłem więc jego ton, ale Redaktor decyzji nie zmienił. Przyjąłem argument, że nie życzy sobie na prowadzonym przez niego portalu takich uwag. Uszanowałem to, a może nawet trochę zrozumiałem. Zresztą – nie miałem wyjścia. I pewnie schowałbym go do szuflady, gdyby nie seria niezwykle niesprawiedliwych i bolesnych dla wielu ludzi artykułów o Motorze Lublin na tymże portalu. Ale nie o Motor chodzi, a o sprawę. Motor był tylko zapalnikiem i pozostaje przykładem, oraz punktem wyjścia do dyskusji o problemie, który może spotkać każdy klub lub Zawodnika. Zaznaczam, że tekst powstał długo przed tą zastanawiającą, szkalującą kampanią. Napisałem go w okresie finałowo – barażowym, kiedy przez jakiś czas czytywałem ów portal. Uprzedzając ew. zarzuty o obronę klubu, z którym jestem emocjonalnie związany, podkreślam, że nie było w nim nawet najmniejszej wzmianki o Motorze. Zszokowały mnie słowa odnoszące się do Zawodników innych drużyn i atmosfera, w jakiej oceniano ich jazdę, charakter i podsumowywano decyzje Kibiców, którzy wybierali laureatów Gali. To, co wydarzyło się później na ww. portalu, oraz kilka długich rozmów z Redaktorem, skłoniło mnie do publikacji pełnego tekstu mojego felietonu poniżej. W głowie nie mieści mi się, jak można w tak obrzydliwy sposób nie tyle nie doceniać, co choćby nie szanować ciężkiej pracy wielu „Motor popełnił błąd awansując do PGE Ekstraligi?” „Motor źle zabrał się za transfery i został z ręką w nocniku” „Mecze Motoru przykro będzie oglądać. Jest dużo słabszy niż rok temu Unia”Teraz uwaga jeszcze bardziej. wysyłam Redaktorowi felieton. Co następuje: „Pawlicki i Lindbaeck nie dali się skusić Motorowi” „Motor nie wygra nawet na swoim torze?” „Motor nie powinien był się pchać do Ekstraligi. Popełnił błąd” „Domowy tor ostatnią nadzieją Motoru”Uwaga po raz trzeci. Napisałem złagodzoną wersję felietonu, żeby uruchomić jakąkolwiek refleksję nad tym, co się wypisuje i długo, bezskutecznie namawiam Redaktora do publikacji. Podziałało, ale nie w tę stronę: „Beniaminek głównym kandydatem do spadku. Z takim składem Motor daleko nie zajedzie” „Skład Motoru zamknięty. Trzeba liczyć na dwa małe cudy. Unia Tarnów była silniejsza” „Motor zbudował skład na pierwszą ligę. Potrzebny cud”To tylko tytuły, lub ich fragmenty. W tekstach - „Z tego, co miał w tym roku Motor to tylko Wiktor Lampart nadaje się na ten najwyższy poziom.” - „Motor znał sytuację na rynku, gdy jechał w finale z ROW-em. Wiedzieli, co jest grane. Dla mnie ROW był lepiej przygotowany na Ekstraligę.” - „Nawet jakby po awansie mieli zostać Szczepaniak z Lebiediewem, to wyglądałoby to sto razy lepiej niż Motor.” - „Motor ma pecha do krótkowzrocznych działaczy.” - „Uważam, że [Motor] powinien odpuścić. Tak twierdzę, bo rok jazdy w Ekstralidze może bardzo zaszkodzić Motorowi. Łomot w niemal każdej kolejce zawróci klub w rozwoju o lata świetlne.” - „Motor nie ma żadnej koncepcji. Naprawdę boję się o ten ośrodek. Jak wytrzymają to lanie i czy po roku nie odechce im się żużla.” - „Dla mnie ROW był lepiej przygotowany na Ekstraligę. Tam są zręby.” - „Współczuję telewizji, która będzie musiała pokazać wyjazdowe mecze lublinian. Zawsze można wyłączyć telewizor.”Pomijając to, że wiele faktów było wyssanych z palca, wiele liczb nieprawdziwych i wiele nazwisk, do których rzekomo dzwoniono z Lublina, wyjętych z zielonego lasu – to przecież tylko kwestia dziennikarskiej rzetelności – poraża mnie coś innego. Powyższe cytaty zaczerpnąłem z jednego, powtarzam: JEDNEGO artykułu! Określić to wiadrem pomyj wylanych na klub, to za mało. I nie obchodzi mnie, że część tych fraz to przytaczane słowa „ekspertów”, bo to do dziennikarza należy ich wybór i ton, w jakim opisuje dany problem, oraz w jakim nastroju proponuje debatę. Cytat nie jest tu żadnym argumentem, ani usprawiedliwieniem. Jeśli Sebastian Niedźwiedź powiedział, że „pojechał jak p...a”, to znaczy, że ja mogę swobodnie używać tego sformułowania w trakcie komentowania wyścigów? Nie, nie mogę. Dlaczego? Bo myślę. Tu nie chodzi tylko o Motor, bo zdecydowana większość dumnych Lubelaków ma na teksty Redaktora to, co Pan Krzysztof Mrozek… Ale co to znaczy, że Motor jest słabszy nawet od Unii Tarnów? A Unia to co, jakiś odpad, czy może mega waleczna drużyna, która dała nam w tym roku tak wiele emocji? Co znaczy, że „nawet jakby mieli zostać Szczepaniak z Lebiediewem”? To Mateusz Szczepaniak i Andrzej Lebiediew są jakimiś półzawodnikami, w dodatku bez imion? Co znaczy, że ROW miał „zręby”? Nieśmiało zauważam, że te „zręby” w sportowej walce przerżnęły z Motorem trzy z czterech meczów w tym roku, w tym decydujący o awansie różnicą 16 punktów. Te ekstraligowe „zręby” nie potrafiły też wygrać żadnego meczu z przedostatnim w lidze Falubazem i to bez kontuzjowanego lidera, Patryka Dudka. Co znaczy, że „Motor ma pecha do krótkowzrocznych działaczy”? Ludzie, którzy wyciągnęli klub ze zgliszcz organizacyjnych i finansowych, zbudowali składy, które zdemolowały obie ligi i w dwa lata awansowały do PGE Ekstraligi, są słabymi działaczami??? Czegoś nie rozumiem. Odkopano z czeluści prężny ośrodek żużlowy, wszyscy Zawodnicy chwalą sobie jazdę w klubie, nikt nie ma zaległości finansowych, a Kibice ze Speedway Euphoria zebrali 580 litrów krwi dla potrzebujących! Może warto byłoby zrobić szum wokół tego? I najważniejsze – Motor w sezonie 2019 nie przegrał jeszcze żadnego meczu. Oczekiwanie, napięcie, dreszcz emocji przed inauguracją, odliczanie dni do tego, na co całe Miasto czekało 24 lata – to jest wielka radość, o której Lublin tak długo marzył. To powinien być najbardziej radosny czas od ćwierćwiecza! Niezależnie od tego, czy Motor zadomowi się w Ekstralidze na sto lat, czy spadnie po roku – po jaką cholerę uprzykrzać Lubelakom ten magiczny, wytęskniony czas? Podobną radość przeżywano niedawno w Tarnowie, Grudziądzu i Rybniku. Motor będzie walczył! I dajmy mu walczyć. Na torze, a nie w jakichś bzdurnych artykułach. Mocno wierzę, że Kibice udowodnią, jak bardzo kochają ten sport. I że będą zawsze z drużyną. Że docenią charaktery, waleczność i oddanie swoich Zawodników. A jakie to da wyniki? Ja, w przeciwieństwie do Redaktora, nie mam pojęcia i strasznie mi z tego powodu dobrze. Bo na tym, do jasnej ciasnej, polega sens sportu! Właśnie. Dziwię się, jak dwóch ludzi zajmujących się ukochaną dyscypliną, może tak biegunowo odmiennie pojmować sport i istotę rywalizacji?! Jak do głowy może komuś przyjść sformułowanie, że „należało odpuścić awans”?! To tak niedorzeczne, że aż strach. Cóż, albo ktoś był/jest sportowcem i dałby się poharatać za pokonanie przeciwnika na torze, czy jakimkolwiek boisku, niezależnie od tego, czy jedzie o mistrzostwo świata, czy gra mecz międzyblokowy, albo ktoś nigdy tego nie czuł i nie rozumie, czym w ogóle jest sport, miłość do wygrywania. „Odpuścić awans”… żenada. Kim wtedy byliby działacze, którzy zaproponowaliby zawodnikom takie rozwiązanie i jakie artykuły na ich temat by powstały? Byliby skończonymi bałwanami działającymi wbrew sportowemu duchowi. No i oszustami. Jestem zdumiony radą Redaktora, by oszukiwać w sporcie. Na koniec tego przydługiego wstępu jeszcze raz zaznaczam, że tu nie chodzi o obronę Motoru. Chodzi mi i zawsze będzie chodzić o każdy klub/człowieka, któremu z premedytacją wyrządzana jest krzywda. Teraz padło na Lublin, za rok to może być Gdańsk, Łódź, Gniezno… każdy z zaplecza i 2 Ligi. Nie chodzi mi o pewną estetykę języka. Ja nie czepiam się szukania newsów, sensacji – to praca nas wszystkich, dziennikarzy. Czepiam się tonu i nastroju, w jakim budowane są niektóre opowieści. Każdy fakt można przedstawić złośliwie, albo w cywilizowany sposób. Rzetelny tekst, albo agresja i zniewaga - to jest wybór dziennikarzy. Wiem, że niewiele mogę ponad to, by nie pozostawać głuchym i obojętnym. A może to nie tak mało? Nie pozwolę sobie po prostu na to, by kiedyś mieć do siebie żal, że nie zareagowałem. To wyłącznie moja opinia, jestem jej pewien i będę bronił swojego stanowiska. Mogę nawet wziąć się z kimś za łby, nie ma problemu – może taką polemiką Kibice akurat by się zainteresowali? Tych, którzy doczytali aż do tego momentu i nie mają dosyć, zapraszam na felieton, który napisałem po barażowym rewanżu ROW – Falubaz. TYLKO MOTOR: Advocatus (d)Jaboli Czegóż tam nie było?!? Spaliśmy na dziko, straszyliśmy kakadu, a dzikie kangury straszyły nas. Łamaliśmy zakazy, wjeżdżaliśmy motorami na klify, piliśmy młodzieżowe ilości najtańszego wina, wkręcaliśmy przerażonych turystów, że spadamy w przepaść, wbijaliśmy na krzywy ryj (jeden kudłaty, drugi łysy, jak kolano) do boksu Marca Marqueza podczas MotoGP na Phillip Island, przebieraliśmy się w samolocie w motocyklowe zbroje i rozśmieszaliśmy stewardessy. Ale to nie jest ważne. Najważniejsze, że przez dziewięć dni właściwie non stop się śmialiśmy. Korzystając z SGP w Melbourne, ruszyliśmy w tygodniową motocyklową podróż po Australii. Zatrybiło. A to wcale nie jest takie oczywiste. Bo, żeby jechać z kimś motorem przez tydzień, należy zgrać się na wszystkich płaszczyznach. A najtrudniej zgrać się na tych najprostszych: trzeba podobnie jeździć, mieć podobne wymagania i zbliżoną wytrzymałość (na niską temperaturę i ludzką głupotę), podobnie jeść i wydawać podobne pieniądze. Łatwe? Tylko w teorii. My zgraliśmy się fantastycznie. Na tyle dobrze, że nagrań z tego wyjazdu do dziś nie mogą obejrzeć ani Sylwia, ani Ewcia, ani nikt inny. To wciąż tylko nasze wariactwo. Kufer pełen szalonych wspomnień dwóch dobrze zgranych ludzi, którzy na chwilę zapomnieli, że są budziki, telefony i podatki. Już wcześniej skomentowaliśmy wiele imprez, dobrze się ze sobą bawiąc, ale to właśnie w Australii poznałem Mirasa Jabłońskiego. Dobrego kumpla. Godzinami rozmawialiśmy o życiu, rodzinach, ambicjach, błędach, grzechach i sukcesach. Dzisiaj wiem, że mogę liczyć na Mirka, tak jak on może liczyć na mnie. Wiem, że jest po prostu dobrym człowiekiem i tu można tak naprawdę skończyć jego opis. Po co dodawać, że bezgranicznie kocha swoją rodzinę, że bezinteresownie i po cichu pomaga innym ludziom, że zdrowo patrzy na sport? Z żoną Sylwią uwielbiają psy. Widok Mirasa, który rano kotłuje się z nimi na trawniku przed domem, jest doprawdy boski. Każdą wolną chwilę chce spędzić z dziećmi, które rosną na porządnych sportowców. Poświęca im mnóstwo czasu, angażuje w zajęcia fizyczne i akcje dobroczynne, uczy bycia przyzwoitym. Jest dobrym mężem i kapitalnym ojcem. Naród ma z nim jednak mnóstwo kłopotów… Bo niby jak może oceniać jazdę zawodników z Grand Prix, skoro ma dwudziestąktórąśtam średnią w pierwszej lidze?!? Kim on w ogóle jest i co osiągnął, żeby to robić? Niech się głupkowato nie śmieje, bo z tym ryczącym Dryłą robią z siebie większych idiotów, niż naprawdę są! I to jest właśnie część problemu, o którym dzisiaj. Słyszę/czytam zarzuty dotyczące Jabola i ten pada najczęściej. A przepraszam, czy piłkę komentują sami najlepsi kopacze w historii polskiego futbolu, sami mistrzowie świata i zwycięzcy Ligi Mistrzów? Dawno nie słuchałem, ale jestem niemal pewien, że nie. Mi przy mikrofonie w ogóle nie jest potrzebny największy mistrz żużla w historii; ja potrzebuję fachowca i osobowości. U Jabola imponuje mi jego spostrzegawczość, swoboda wypowiadania się i lekkość w obrazowym przekazywaniu myśli cennych dla każdego obserwatora. No i chęć, zapał do pracy. I to się dla mnie liczy. Jakość transmisji. Na żużlu jeździ kupę lat i zna się na tym. Co nie znaczy, że jest najlepszym zawodnikiem. A czy jest, to mi akurat wisi. Chciałbym, żeby każdy widział tyle, co on i potrafił choć w części tak lekko i zrozumiale wyjaśnić to naszym Widzom. A ile razy Miras otwarcie, z humorem i rozbrajającą szczerością mówił o tym, jak bardzo chciałby jeździć przynajmniej w połowie tak dobrze, jak o tym opowiada? Dystans, świadomość, wiedza, komunikatywność – moim zdaniem ma wszystko, żeby porządnie komentować. I będę go bronił. Bo smutno mi, kiedy niesłusznie dostaje po dupie, samemu bronić się nie mając jak. A czy ktoś wie, ile razy odmówił wizyty przy pulpicie, bo akurat miał zaplanowany dodatkowy trening indywidualny? Bo w Starcie nie szło. Jak rezygnował ze współpracy w obawie przed negatywnymi komentarzami? Albo jak przybiegł na stanowisko kwadrans przed pierwszym wyścigiem i powiedział „Przepraszam. Wczoraj nie miałem głowy, żeby odwołać, a dziś nie chciałem ci już robić kłopotów, więc przyjechałem. Ale wybacz, jak coś będzie nie halo, bo myślami jestem gdzieś indziej. Córka poważnie mi zachorowała…”. I to naprawdę była – i jest! – poważna choroba. Dla ojca rzecz najgorsza. Potem pojechał bardzo słaby mecz. Więc poszedł hejt. Bo co kogoś obchodzi jakaś tam córka… Nie chciałem publikować tego tekstu w trakcie sezonu, żeby uniknąć oskarżeń o obronę jednego, lub drugiego zawodnika. Bo to nie jest tekst o Mirosławie Jabłońskim. Naprawdę. To jest tekst o świadomości, umiarze i szacunku. Uwielbiamy ostre wyścigi, twardą rywalizację, szalone ataki i jazdę na pełnym ryzyku. Zgoda. Ale na tych motorach siedzą żywi ludzie. Ze swoimi problemami, niedoleczonymi kontuzjami, niewyspani, z bólem zęba, albo odpadającą ręką. Ze swoim strachem… Każdy z nich ma bliskich, swoje rozterki i obawy, swoje lepsze i gorsze momenty w życiu. A niektórzy – swoje demony z tyłu głowy. I zdziwilibyście się pewnie, którzy. Wiecie na przykład, kto w tym sezonie jeździł z zapaleniem ucha i kiedy wkręcał gaz pod taśmą, to niemal mdlał z bólu? Komu po kolejnej operacji oszalał organizm? Krew zmieniła charakterystykę, dramatycznie spadła odporność, pojawiły się uczulenia? Kto musiał zmienić dietę, bo przy nałożonych obciążeniach narządy wewnętrzne nie dawały rady? Kto musiał raz w tygodniu badać krew, bo poprzedni zabieg nie do końca się udał? Kto w swoim mieście czuł się tak niepewnie, że w trakcie sezonu chciał się wyprowadzić? Kto przestał odbierać telefony, bo bał się, że to kibice, albo, co gorsza, dziennikarze? Kto jechał półprzytomny, bo portal radośnie ogłosił, że „jest tylko poobijany”? Co to, do cholery ciężkiej, w ogóle znaczy „tylko poobijany”?! Może tak pisać/mówić jedynie ktoś, kto nigdy porządnie nie wyglebił, albo chociaż nie dostał po pysku. „Poobijany”, kurde… czyli co – w pełni sił, tak? O opisywaniu spraw prywatnych nie wspominam, bo to poniżej akceptowalnego poziomu. Ale one są. I wpływają na zawodników, tak jak na wszystkich innych ludzi. Po jednej stronie mamy bardzo odważnych facetów, dzięki którym cała ta gra w ogóle funkcjonuje, a po drugiej jest rzesza obserwatorów – Kibiców, dziennikarzy i wszelkiej maści filozofów, którzy też mają odwagę, ale do rzucania gnojem. To my. I prawda jest taka, że zawodnicy nie muszą nas rozumieć, ale my ich powinniśmy. Mam wrażenie, że dziennikarze żużlowi miewają kłopoty z zachowaniem odpowiednich proporcji. Ja wiem, że jest walka o klienta, klikalność itd., że żurnalistom wolno sporo i coraz więcej, że wszystko ma kipieć od emocji. Ale według mnie są jakieś granice. Przestałem tu pisać w miarę regularnie po tekstach na temat przejścia Grzegorza Walaska do Gorzowa – tych o skakaniu, śpiewaniu i kibicach zielonogórskich rzekomo czekających na niego w rodzinnym mieście, by go pożreć. To było cholernie nie w porządku i nie dostrzegałem wtedy żadnego sensownego wytłumaczenia tego ostrzału. Teraz chciałbym jednak opublikować tu jeszcze kilka felietonów. Ten pierwszy z nich jest o szacunku i zachowaniu minimum przyzwoitości. I dostrzeganiu człowieczeństwa u żużlowców. Jak to jest możliwe, że komuś przechodzą przez klawiaturę teksty, w których zwodnicy nazywani są „kevlarmi”, albo „frajerami”. Że wybór kibiców odnośnie trenera Stanisława Chomskiego określa się „nieporozumieniem”, a Maciejowi Janowskiemu zarzucany jest brak charakteru? Noż kuźwa mać! Janowskiemu?!?! Brak charakteru? To jest jakiś absurd totalny. Naprawdę trzeba mieć złe intencje, żeby tak powiedzieć. A to są cytaty tylko z jednego, wybranego tygodnia! Dzień po barażu pewien redaktor pisze, że Woryna „nie zasłużył na lincz”… Ale ten sam człowiek pół godziny po meczu napisał, że „Woryna zawalił baraże!”, a 67 minut później inny kolega dodał na tym samym portalu, iż to „Woryna zawalił baraż”. Czymże to jest, jeśli nie prowokowaniem takiegoż linczu właśnie? Nie akceptuję tego. Tak po prostu nie wolno i nie chcę tu nawet uzasadniać, dlaczego, żeby nie musieć przytaczać najbardziej przykrych przykładów. To, co pisze się o innych ludziach, ma potężną siłę. Trzeba mieć tego świadomość i korzystać z niej nader roztropnie. Łatwo, naprawdę łatwo kogoś skrzywdzić. A z rozmów z zawodnikami wiem, bo rozmawiam z wieloma, że niektórzy nie są obojętni na te wpisy. Jak wszyscy ludzie – jedni zleją to z automatu, innym, bardziej wrażliwym, może to zatruć życie. A niektórym wyjątkowo lekko przychodzi rzucanie ciężkich słów… Nie jestem jakimś totalnym oszołomem i romantykiem, żeby wierzyć, że wszyscy nagle możemy zacząć budować coś pozytywnego, mieć dla siebie uśmiech, albo przynajmniej wyrozumiałość. Oczywiście tak się nie stanie, bo za dużo osób ma interes w tym, żeby nie było za wesoło. Ale są granice brawury i wg mnie tę granicę wyznacza przyzwoitość. Przynajmniej na jakimś elementarnym poziomie. Dotyczy to dziennikarzy, komentatorów, Kibiców i ludzi, którzy wyrażają opinie w komentarzach. I samych Zawodników także! Każdy może ten tekst przeczytać, lub nie, przemyśleć, lub nie, odpowiedzieć, lub nie. Skrytykować, zmieszać z błotem, albo wziąć się ze mną za łby – nie dbam o to. Chciałbym jednak, by potraktowano go, jako moją prywatną opinię, zaproszenie do dyskusji, a może jakieś nowe otwarcie. I bardzo serdecznie proszę o szacunek. Jak możemy wymagać go dla środowiska od innych, skoro sami mamy go dla siebie czasem tak niewiele? Darek, Ty masz niemal wszystko, żeby się udało: całe środowisko czyta Twój portal, masz najwięcej odsłon i komentarzy, to Ty w dużej mierze kreujesz atmosferę, w jakiej dyskutuje się o żużlu w polskich mediach. To wynik Twojej pracy i zaangażowania. Nikt Ci tego nie odbierze. Masz wiele możliwości, ale też i kilka obowiązków. W tym jeden najważniejszy – odpowiedzialność. Dźwigasz ogromną odpowiedzialność chłopie i im szybciej to do Ciebie dotrze, tym lepiej. Tak, jak do każdego z nas – Żużlowców, Kibiców, działaczy i dziennikarzy. Każdy powinien spojrzeć na siebie. Nie trzeba ciągle oczerniać, wyśmiewać, szczuć i prowokować. Wysysać z palca kwoty transferowe i publikować niesprawdzone informacje – to bez sensu, my – dziennikarze – powinniśmy to mieć na uwadze, bo to sprawa dla nas fundamentalna. Rzetelność. Spróbujmy może częściej wychodzić z negatywnego rejestru – ja postaram się nie dotknąć niesprawiedliwie nikogo komentując mecz, a potem może nie przeczytam, że frajerzy bez charakteru doją innych. Ależ byłoby fajnie! Ważyć słowa i epitety, bo to naprawdę ostra broń. Żeby było jasne – nikt mnie do tego felietonu nie zachęcał, nikt nie sugerował tematyki, a Jabol pewnie by mi urwał łeb, gdybym go uprzedził o takim zamiarze, bo to zbyt skromny typ. Piszę z poczucia obowiązku, bo wciąż wierzę, że jest sens. Że można zawalczyć o więcej serdeczności dla nas wszystkich. Jeśli chociaż jeden komentujący wyhamuje z inwektywami, bo pomyśli „kurczę, nie będę przeginał, facet to przeczyta i coś mu strzeli do głowy”, to już będzie wielki sukces. Bo dzisiaj każdy z tych zagotowanych Kibiców, który w komentarzach obraża innych, wybroni się bez problemu: „co wy chcecie ode mnie, skoro sami dziennikarze nazywają zawodników frajerami”? I będzie miał rację. Sezon się skończył, zaraz zacznie się napinka transferowa. Będzie ocenianie, dogryzanie, sugerowanie itd. A przede wszystkim traktowanie Zawodników, żywych ludzi, jak towary w sklepie: „ten jest do bani, nic nie wart, weźcie se go, my bierzem tamtego, z tego już nic nie będzie, ten jest sprzedawczykiem, to kevlar, albo frajer, złotówa bez charakteru, niech lepiej kończy karierę”. Mnie to już nie bawi. A chciałbym, żeby żużel mnie bawił. Naprawdę. Ktoś jeszcze chętny?
17K views, 484 likes, 138 loves, 52 comments, 127 shares, Facebook Watch Videos from KORDO: ️ KORDO - Kto Nie Skacze Ten Zamula! ('Official' Original Mix 2017) ️preview.. prezentuje Wam najnowszy
Please specify an ID for the Contact Form in Video Settings > Video Post > Spam Flag-Contact Form 7 ID or Spam Flag-Gravity Form ID Informacja: Serwis niniejszy wykorzystuje do prawidłowego działania pliki cookies
Lyrics, Meaning & Videos: Kto nie skacze, O lepsze jutro, Wprost, Fascynacja, Pośmiertny order, Plegion-kto nie skacze(bit.Alien20), Kto nie skacze jest pedałem,
Wśród kibiców piłkarskich w naszym kraju bardzo popularna jest przyśpiewka "Kto nie skacze, ten z policji/klubu rywala", któremu towarzyszy rzecz jasna energiczne skakanie. Okazuje się, że zwyczaj ten - choć lekko zmodyfikowany - coraz częściej rozprzestrzenia się na inne niż sportowe aspekty naszego życia. Jednym z największych propagatorów kultury kibicowskiej w polskiej polityce jest np. duet Mariusz Janicki - Wiesław Władyka z "Polityki". Kiedy bowiem partia rządząca notuje niepokojące spadki, na pomoc zawsze przyjdą redaktorzy tygodnika, intonując, z podziwu godnym zaangażowaniem, świętą przyśpiewkę: "Kto nie skacze/Ten za PiS-em/ Hop hop hop!" Nie zawodzą też i w tej obecnej, trudnej dla Platformy chwili, kiedy od partii zaczynają odchodzić najwierniejsi dotąd zwolennicy. Stąd i ich najnowszy tekst, wyjaśniający - jak głosi podtytuł - "czego nie widzą krytycy Platformy". Na początku jednak diagnoza zjawiska. Dlaczego spada popularność PO? Czy dlatego że być może źle rządzi? Nie. Wszystko jest w głowie wyborców. Niewiara w zwycięstwo PO w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych sprawia, że u rozczarowanych rządami Tuska uruchamiają się dwa (znane z fachowej literatury jako redukcja dysonansu poznawczego) psychospołeczne procesy. Pierwszy z nich polega na tym, że skoro Platforma ma przegrać, to znaczy, że zawiodła i muszą być tego przyczyny, a więc pojawia się tendencja do obrzydzania tej formacji. Krytycy Platformy ewidentnie zatem mają coś nie tak z percepcją świata rzeczywistego. Dlatego redaktorski duet czuje się w obowiązku przedstawić ich przed nagą, brutalną rzeczywistością. Do grupy zasadniczego zohydzania PO, bardziej lub mniej świadomie, zapisują się kolejne osoby, jak choćby Andrzej Olechowski oraz Leszek Balcerowicz, kiedyś negatywny bohater wszystkich formacji prepisowskich, dzisiaj bezwzględny krytyk wielu gospodarczych decyzji rządu, a też samej PO, nieszczędzący słów i oskarżeń na poziomie Trybunału Stanu. Tak dalece, że wyklucza poparcie wyborcze dla PO. A to oznacza, że wspiera, czy tego chce czy nie, głównego rywala politycznego obozu Donalda Tuska. Kto nie skacze, ten za PiS-em. A konsekwencje nieskakania będą doniosłe... Rodzi się tu więc największe napięcie polskiej polityki ostatnich lat wynikające z pytania: czy można jakoś ukarać Platformę, a jednocześnie nie oddać władzy Kaczyńskiemu? Od tego, jak ten dylemat rozstrzygną wyborcy, zależy polityczna przyszłość na wiele lat.
Kto nie skacze ten z policji, hop, hop, hop Ja pije whisky z Koozą, który kręci teledyski Kto nie skacze ten z policji, hop, hop, hop Ja pije whisky z Koozą, który kręci teledyski Krętymi drogami Mszana, wrum, wrum - gada Ferrara Na wakacje, tak chce twoja stara, na wodzie wielkiego banana
Kiedy Grigorij Łaguta przed sezonem przychodził do Torunia, wielu miejscowych fanów otwarcie wyrażało dezaprobatę dla tego transferu. Wiele osób przypominało, że Łaguta, gdy był zawodnikiem Włókniarza po meczu podskakiwał razem z częstochowskimi fanami wykrzykując „Kto nie skacze, ten z Torunia”. Działacze KS liczyli jednak, że jeśli Rosjanin zdoła godnie zastąpić Emila Sajfutdinowa, to zaskarbi sobie z czasem serca toruńskich kibiców. Zwłaszcza, że Grigorij słynie z bardzo widowiskowego stylu jazdy. Sezon 2015 okazał się jednak słaby w wykonaniu Rosjanina. Jeśli chodzi o jego występy ligowe, to pierwszy wyścig w barwach Aniołów można niejako uznać za zapowiedź tego, co prezentował przez znaczną część sezonu. Łaguta został wykluczony za utrudnianie startu i – jak się później okazało – nie była to ostatnia tego typu wpadka. Często przy nazwisku Rosjanina w programie zawodów trzeba było zapisywać wykluczenie, czasem z powodu utrudniania startu, innym razem za dotknięcie taśmy, a zdarzało się również za spowodowanie upadku rywala. Jego roztargnienie i niefrasobliwość często podnosiły ciśnienie zarówno kibicom, jak i działaczom klubu z Torunia. Rosjaninowi zdarzały się udane mecze, ale takie, w których pojechał w stu procentach zgodnie z oczekiwaniami, można policzyć na palcach jednej ręki. Zdarzało mu się przeprowadzać na torze akcje zapierające dech w piersiach, ale zdecydowanie rzadziej niż do tego przyzwyczaił w poprzednich latach, gdy reprezentował barwy Włókniarza Częstochowa. Nic dziwnego, że kibice w Toruniu nie pokochali Rosjanina. Wpływ na to miały jednak też inne kwestie, pozasportowe. Fanów strasznie denerwowało, kiedy widzieli, że po wykluczeniach, zerach, przegranych biegach Rosjanin śmieje się do kamery tak, jakby zdobywał same trójki. Pod koniec sezonu zdarzało się, że kiedy przed meczem na telebimie kibice zgromadzeni na Motoarenie widzieli udzielającego wywiadu Rosjanina, z trybun można było słyszeć „Mecz się jeszcze nie zaczął, ale Grisza już zadowolony”. Zirytowani fani komentowali, że będzie usatysfakcjonowany, nawet jak przyjedzie ostatni do mety. Wywiady z zawodnikiem stają się powoli słynne. Łaguta mówi wprawdzie po polsku, ale często można mieć problem ze zrozumieniem tego, co mówi lub co ma na myśli. Niejednokrotnie swoimi wypowiedziami potrafi rozbawić do łez. Kiedy po jednym z tegorocznych spotkań zadane mu zostało pytanie dotyczące mistrzostw Europy, sprawiał wrażenie, jakby nie do końca był świadomy, że w ogóle w tego typu rozgrywkach startuje. Czy w Rybniku Łaguta spełni pokładane w nim nadzieje? Jedno jest pewne. W przyszłym roku to Rybnik będzie miastem, z którego mieszkańcy Władywostoku i Daugavpils pozdrawiani będą najczęściej.
Wuwuzele, głośna muzyka i staroświecki dzwonek na lekcję - ponad setka uczniów przyszła we wtorek protestować pod Ministerstwem Edukacji Narodowej w geście solidarności z nauczycielami.
forBET Włókniarz Częstochowa może w tym roku nie spisuje się najlepiej, ale jego kibice to czołówka PGE Ekstraligi. Kilkanaście tysięcy kibiców śledziło ligowy klasyk z KS Gett Well Toruń. Chociaż goście mocno postawili się gospodarzom, to mecz zakończył się zwycięstwem "Lwów", ku radości licznie zgromadzonej to jeden z największych rywali częstochowian w Ekstralidze. Mecze obydwu drużyn często decydowały o mistrzostwie Polski. Dlatego spotkania obu drużyn zawsze budzą duże emocje niezależnie od aktualnej dyspozycji obu meczem kibice Włókniarza skandowali tradycyjne "Kto nie skacze, ten z Torunia" oraz "Apator pierwsza liga". Drugi z tych okrzyków okazał się proroczy, bo po przegranej w Częstochowie, KS Get Well Toruń został praktycznie zdegradowany z PGE ofertyMateriały promocyjne partnera
Polubienia: 25,Film użytkownika Cezary Kurkowski (@cezarykurkowski) na TikToku: „kto nie skacze ten z policji kto nie śpi #wszytsko #tiktok #family #CapCut #polup #dlaciebie😏 #nieśpimy nie śpimy zwiedzamy zapierdalamy”.kto jeszcze nie śpi Jeszcze Nie Idziemy Spać - Cypis.
Zadłużenie Specjalistycznego Szpitala Miejskiego w Toruniu sięgają w sumie 150 milionów złotych. Miesięcznie na odsetki lecznica wydaje pół miliona złotych. Czy ratunkiem dla niej może być cięcie kosztów spowodowane redukcją personelu? Na ostatniej sesji była mowa o sprawozdaniu finansowym tej placówki. Radni mieli wiele pytań. Obejrzyj: Tajemnice Twierdzy Toruń i innych miejsc w mieście Podczas lipcowej sesji toruńscy radni zajmowali się raportem finansowym Specjalistycznego Szpitala Miejskiego przy ul. Batorego. Jak już wcześniej informowaliśmy, w ubiegłym roku lecznica zanotowała rekordową stratę w wysokości niemal 38 milionów lekarzy na hematologii w Toruniu. Czy jest się czego bać? Co z pacjentami?Będzie Oddział Hematologii w szpitalu na Bielanach w Toruniu?Lekarze odchodzą z Oddziału Hematologii w Toruniu. Kto będzie leczył pacjentów?Dramat na hematologii w Toruniu. Pacjenci protestowali przed szpitalem miejskimCo wpłynęło na taki wynik? Krótkie sprawozdanie przedstawił radnym wiceprezydent Paweł Gulewski. W porównaniu z rokiem 2020 koszty ogólne wzrosły o ponad 50 milionów złotych, w tym na sam tylko zakup usług zewnętrznych lecznica wydała 20 milionów zł. Koszty osobowe wzrosły o ponad 45 procent, czyli 17 milionów złotych. Na zakup materiałów i energii trzeba było wydać o ponad 9 milionów złotych więcej niż w roku wynoszą w sumie długi Specjalistycznego Szpitala Miejskiego?W sumie, na koniec 2021 roku zobowiązania krótkoterminowe szpitala wynosiły prawie 55 milionów złotych, zaś długoterminowe przekraczały 91 milionów złotych. Zobowiązania wymagane były szacowane na ponad 11 milionów złotych. W szpitalu został przeprowadzony audyt, którym zajęła się zewnętrzna firma. - Pokaże on jasno, w jakich kierunkach powinien rozwijać się szpital i na jakich zasadach przeprowadzić restrukturyzację zadłużenia. Mamy nadzieję, że podstawowe informacje będziemy mogli przekazać państwu jesienią - informował radnych wiceprezydent najlepsze grupy lokalne na Facebooku:Bieżące wypadki i utrudnienia w Kujawsko-PomorskiemGdzie dobrze zjeść w Toruniu i okolicach?Toruń Retro! Sport w Toruniu Jesienią również dyrekcja szpitala powinna przedstawić program naprawczy. Kolejny, bowiem szpital przynosi straty od lat. - Można powiedzieć, że to niekończąca się historia. Co roku dyskutujemy na temat straty, co roku mówimy, że powstanie plan naprawczy i że będzie lepiej, ale niestety, z roku na rok strata rośnie - rozpoczął dyskusję radny Łukasz Walkusz, przewodniczący klubu radnych Koalicji Obywatelskiej. - To bez wątpienia niepokoi. Pytałem na komisji budżetu, jak mamy zamiar sobie z tym poradzić, jednoznacznej odpowiedzi w zasadzie nie dostałem. Wszystko wskazuje na to, że będziemy szli utartą ścieżką. Tak jak rok temu padnie propozycja udzielenia szpitalowi pożyczki, będzie zapis do kiedy szpital będzie musiał pożyczkę oddać. Wszyscy jednak wiemy, że zwrócić jej nie będzie w stanie. Czy dziś na tej sali usłyszymy od kogoś kompetentnego, co zamierzamy zrobić, aby ten wzrost zahamować? Odezwał się wiceprezydent Paweł Gulewski prosząc, aby radni poczekali na wynik audytu. Dokument składa się z dwóch części: diagnozy i rekomendacji. W jednej jest mowa o tym jak jest, a w drugiej jak być powinno, aby było są oprocentowane szpitalne kredyty?Radny Maciej Krużewski (KO) pytał, jak są oprocentowane kredyty długoterminowe, których suma - przypomnijmy - przekracza 90 milionów złotych. Poprosił także o informację, ile lecznica wydaje miesięcznie na odsetki. Ryszard Blank, współautor sprawozdania finansowego szpitala wyjaśnił, że spłat odsetek kosztuje pół miliona złotych, zaś na oprocentowanie pożyczek składa się WIBOR oraz prowizja podmiotów udzielających pożyczek. Prowizje wynoszą od 3,1 do 4,05 Kto jest podmiotem udzielającym pożyczek? Są to instytucje bankowe, państwowe, czy też firmy pożyczkowe? - pytał Michał Jakubaszek (PiS)- Firmy pożyczkowe - odparł Ryszard dyskusji włączył się Łukasz Walkusz, którego ta odpowiedź zaniepokoiła. Radny przypomniał, że w przypadku szpitala w Grudziądzu pożyczek najpierw udzielały banki, później firmy pożyczkowe, a skończyło się na jaki sposób są zabezpieczone pożyczki szpitala?- Pożyczki są zabezpieczone wekslami in blanco, wraz z deklaracją pożyczkową co nie jest zbyt bezpieczne - zapytał rany Bartosz Szymanski (KO), który przestudiował sprawozdanie. - Czy nie można było tego robić w inny sposób?Ratujmy hematologię! "Życie i zdrowie pacjentów zagrożone". Jest apel do prezydentaAkcja "Łowców pedofilów" w Toruniu. Zatrzymali dwóch mężczyzn. Znamy szczegóły!Co dalej z hematologią w szpitalu miejskim w Toruniu? Toruń. Śmierć pacjentów hematologii. Szokujące zeznania o zaniedbaniach w szpitalu!- Była to jedyna możliwość - odpowiedział Ryszard Blank. - Banki wymagają różnego rodzaju innych zabezpieczeń, których szpital nie Krużewski zapytał o punkt krytyczny na tej drabinie zadłużenia. Otrzymał odpowiedź, że praktycznie, co by się nie działo, szpital będzie działać nadal, a punkt krytyczny być może wskaże przeprowadzony szpital egzekwuje należności z NFZ?Problemy finansowe miejskiej lecznicy od lat biorą się stąd, że Narodowy Fundusz Zdrowia nie płaci za wszystkie wykonane w szpitalu zabiegi. Radni pytali, jak pod tym względem sytuacja w tej chwili wygląda. Usłyszeli, że za nadwykonania przeprowadzone w pandemicznych latach 2020 i 2021 NFZ jest winny szpitalowi dwa miliony złotych, zaś na rozliczenie ma czas do 2023 A jeśli chodzi o lata wcześniejsze? - pytała Margareta Skerska-Roman (KO) - Jeśli są to świadczenia okresowe, to jeśli się nie mylę, po trzech latach się przedawniają. Czy w tym przypadku tak jest?- Obecnie takie postępowania w stosunku do NFZ nie są prowadzone - odparł Nie są prowadzone, ponieważ NFZ zapłacił za wszystko? - dopytywała Nie zapłacił za wszystkie nadwykonania, ale nie można ich już rozliczyć - odpowiedział Ryszard Blank. Radni pytają: Co się wydarzyło na Hematologii?W dyskusji na temat kondycji szpitala nie mogło również zabraknąć wątku na temat sytuacji na Oddziale Hematologii. Przypomnijmy, że po konflikcie z dyrekcją w czerwcu cały jedenastoosobowy zespół lekarzy specjalistów Oddziału Hematologii i Transplantacji Szpiku zakończył współpracę ze szpitalem. O wyjaśnienia w tej sprawie poprosił dyrektorkę szpitala radny Łukasz Oddział funkcjonuje normalnie, przyjmuje pacjentów - odparła dyr. Justyna Wileńska. - Za pierwsze półrocze 2022 roku przyniósł stratę, podobnie jak za rok 2021. Wtedy było to 10 milionów 339 tysięcy złotych, co stanowiło 28 proc. zadłużenia szpitala. Postanowiliśmy więc podjąć działania, które będą minimalizowały straty. Lekarze podpisali umowę z dyrekcją szpitala na pół roku. Zażądali wyższej o 25 proc. stawki wynagrodzenia. W związku z tym, że szpital tonie w długach nie mogłam pozwolić na to, aby dodatkowo przyczynić się do większego że w trakcie sporu lekarze zrezygnowali ze wszelkich roszczeń finansowych. Chcieli pracować dalej w tym samym składzie, z tym samym ordynatorem. Wybuch przy ul. Wybickiego w Toruniu. Jak dziś wygląda miejsce katastrofy? Toruń. Ochrona zieleni na placach budowy to fikcja? [zdjęcia]Jest przełom w sprawie! Hematologia od 1 sierpnia w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym Ile zarabiają dyrektorzy podlegli prezydentowi Zaleskiemu? Szefowa szpitala na czele!Radni pytali, skąd wzięła się tak duża strata oddziału i poradni hematologicznej. Chcieli także wiedzieć, czy nowy, znacznie mniejszy zespół lekarzy podoła wszystkim Zatrudnianie dużej liczby lekarzy powoduje obciążenie finansowe zarówno oddziału jak i poradni - odpowiadała Justyna Jeśli dobrze rozumiem tą wypowiedź, zatrudnienie 10 hematologów i transfuzjologów było dla szpitala zbyt dużym obciążeniem, w związku z tym szpital zatrudnił dwóch hematologów i uzupełnił to internistami? Mam w związku z tym jeszcze jedno pytanie, czy nadal istnieje Poradnia Immunologii Transfuzjologicznej? - interesował się Maciej Aktualnie została przeniesiona do Bydgoszczy, było tam 21 pacjentów - odpowiedziała dyrektor Do innego szpitala? - dopytywał Tak - padła Czy dwóch specjalistów wystarczy do prowadzenia skomplikowanych przeszczepów szpiku itp - pytała Margareta Mamy również zatrudnionego transplantologa oraz osoby wspierające przeszczepy - odpowiadała Justyna KO to nie uspokoiło. Zaczęli się dopytywać, czy inne oddziały także przynoszą straty i czy dyrekcja ma zamiar postąpić z nimi tak jak z hematologią?- Tak, inne również przynosiły stratę - odparła dyrektor Wileńska. - W drugiej kolejności jest Oddział Chirurgii Ogólnej. Audyt mówi o połączeniu Chirurgii z Urologią, zmniejszeniu liczby łózek i personelu. Rozmawiamy na ten temat z pracownikami szpitala, jak również dyrektorem medycznym i koordynatorami oddziałów. Jakich odpowiedzi radni nie znaleźli w sprawozdaniu?Swoimi wątpliwościami w imieniu całego klubu KO podzieliła się również radna Krystyna Żejmo-Wysocka, przewodnicząca Komisji Zdrowia i Rodziny w Radzie Miasta, a poza nią dyrektor Departamentu Spraw Społecznych w Urzędzie Dlaczego, pracując w komisji tyle lat, miałam tyle wątpliwości analizując sprawozdanie finansowe szpitala? Duża strata zaniepokoiła mnie jak wszystkich. Niepokoi nas również to, że pewnych rzeczy z tego sprawozdania nie jesteśmy w stanie wyłuskać. Nie dowiedziałam się na przykład, w czym pomogła państwu udzielona rok temu pożyczka. Nigdzie też nie mogłam się zorientować, w jaki sposób szpitalowi pomogły wcześniejsze programy naprawcze? Wobec tego ja nie mogę zagłosować nad przyjęciem tego wypowiadali się również klubowi koledzy Krystyny Żejmo-Wysockiej. Maciej Krużewski mówił o sprzecznościach jakie w raporcie dostrzegł. Piotra Lenkiewicza zaniepokoiło to, że wszyscy czekają na werdykt firmy zewnętrznej, która wskaże granicę, po przekroczeniu której pozostanie już tylko wyłączyć w szpitalu Co się stało z astrolabium z placu Armii Krajowej. Miało iść do renowacji...Toruń. Dworzec Północny zmieni właściciela. I nie tylko onDlaczego prace przy budowie pawilonów na toruńskim bulwarze nie zostały przerwane?Sprawca śmiertelnego wypadku na Szosie Chełmińskiej jednak trafi do więzieniaGłos w dyskusji zabrał także przewodniczący klubu prezydenckiego Jarosław Beszczyński. Z rozbrajającą szczerością przyznał, że chociaż zasiada w Radzie Społecznej Specjalistycznego Szpitala Miejskiego, to się na tych sprawach nie zna. Ufa jednak kompetencjom Krystyny Żejmo-Wysockiej (która jednak w radzie nie zasiada). Radny zaapelował o rozmowy w sprawie przyszłości głosowali radni?Rada miasta ostatecznie przyjęła sprawozdanie finansowe szpitala, ale nie była jednomyślna, co w obecnej kadencji jest zjawiskiem rzadkim. Przeciw przyjęciu sprawozdania zagłosowali Bartosz Szymanski i Piotr Lenkiewicz, pozostali członkowie klubu KO (poza nieobecnym Bartłomiejem Jóźwiakiem) wstrzymali się od głosu, podobnie jak Karol Maria Wojtasik z PiS. Jego koleżanki i koledzy z klubu opowiedzieli się za, podobnie jak radni ugrupowania prezydenckiego, poza nieobecnym Janem ofertyMateriały promocyjne partnera
Kto nie skacze, ten nie Turek - rozmowa z doradczynią prezydenta Erdogana Wolna Sobota 06.08.2016, 01:03 Thomas Orchowski*
Każdy żużlowy fan z Torunia powinien go kojarzyć. Niski wzrostem, wielki na torze. Wiesław Jaguś kończy 45 lat! Legendzie Apatora przesyłamy najlepsze życzenia i przypominamy ciekawe fakty historyczne z jego kariery. „Jagoda”, „Mały Rycerz” lub „Mały Wojownik”. Wiesław Jaguś to symbol przywiązania do drużyny i człowiek, który zapewnił Apatorowi konkretne sukcesy. Karierę żużlowa rozpoczął w 1992 roku. Zadebiutował przed własną publicznością 20 kwietnia. W pierwszym biegu pokonali go zawodnicy Motoru Lublin, Marek Kępa i Robert Birski. Taśmy dotknął Mirosław Kowalik i co za tym idzie Jaguś zdobył swój pierwszy punkt. W 2001 roku legenda Apatora wywalczyła z drużyną pierwszy złoty medal DMP. W decydującym meczu z Atlasem Wrocław (48:42 dla Aniołów), „Jagoda” zdobył 9 punktów i 3 bonusy. Para Jaguś – Tomasz Chrzanowski była prawdziwym postrachem wrocławian. Dwukrotnie przywiozła rywali na 5:1, a w biegu numer dziesięć rozdzielił ich Greg Hancock. Ostatecznie ekipa z grodu Kopernika wywalczyła tytuł. W 2003 roku wielu wierzyło w powtórkę. Jaguś był wtedy członkiem dream teamu. Rickardsson, Crump, Bajerski, Protasiewicz i pan Wiesław – wydawało się, że taki seniorski skład musi gwarantować sukces. Tymczasem po przegranym meczu w Częstochowie, Apator musiał zadowolić się srebrem, co rzecz jasna przyniosło spore rozczarowanie. Co nie udało się wtedy, wyszło torunianom w 2008 roku. Genialny Wiesław Jaguś przywozi 16+2 w Lesznie, a Anioły wygrywają na Smoczyku 49:41. W rewanżu było 47:43 i złoto na pożegnanie stadionu przy ul. Broniewskiego stało się faktem. W tym samym roku „Mały Rycerz” zajął z ekipą Marka Cieślaka drugie miejsce w DPŚ. Jeśli chodzi o cykl Grand Prix, to w sezonie 2007 Jaguś startował w nim jako stały uczestnik. Zapamiętamy przede wszystkim podium w GP Włoch na torze w Lonigo. Lepsi byli tylko Nicki Pedersen i Greg Hancock. Wiesław Jaguś zakończył karierę w 2010 roku. Na krajowej arenie najlepiej poszło mu w 1998 roku, kiedy to w Bydgoszczy zajął trzecie miejsce w finale IMP. Niektórzy powiedzą, że zabrakło mu wielkich sukcesów w turniejach indywidualnych, ale dla fanów z Torunia już na zawsze będzie legendą i symbolem „starych dobrych czasów”. W dniu jego 45. urodzin życzymy mu dużo zdrowia i wszystkiego co w życiu pozytywne! KONRAD MARZEC
Około 200 osób wzięło udział w raciborskim proteście przeciw ACTA. Uczestnicy zebrali się na rynku i przeszli pod czujnym okiem policji w kierunku Urzędu Miasta.
- Kto nie skacze ten z Torunia - śpiewali już w marcu na przedsezonowej prezentacji, „ostrząc sobie zęby” na to prestiżowe starcie. Dlaczego to właśnie pojedynki z Toruniem są dla częstochowian najbardziej prestiżowe? - Myślę, że wynika to z siły tradycji. Te mecze zawsze miały swój klimat, swój smaczek. Poza tym wielokrotnie decydowały o mistrzostwach Polski czy medalach - powiedział Marian Maślanka, były prezes częstochowskiego Włókniarza. Dla niego już na zawsze najbardziej szczególnym częstochowsko-toruńskim pojedynkiem zostanie finałowy rewanż w 2003 roku. Wówczas na trybunach zasiadło ponad 30 tysięcy widzów! - Może coś w tych okolicach. To były inne czasy. Nikt wtedy dokładnych wyliczeń nie prowadził. Poza tym nie było krzesełek, ludzie siedzieli na ławkach, mieli możliwość się ścieśnić - zauważył Maślanka. Top Sekret Włókniarz triumfował wówczas przy Olsztyńskiej 49:41, a trybuny, które wypełniły się szczelnie już dwie godziny przed meczem(!), eksplodowały po 14. biegu. Sebastian Ułamek i Andreas Jonsson pokonali wówczas podwójnie Piotra Protasiewicza i Tomasza Bajerskiego zapewniając częstochowianom mistrzowską koronę. - Pamiętam też wiele innych niesamowitych spotkań. Chociażby naszą efektowną wygraną w Toruniu 59:31, której nie był w stanie znieść ówczesny właściciel toruńskiego zespołu - Roman Karkosik. Milioner jeszcze przed zakończeniem spotkania opuścił trybuny - zdradził były prezes Włókniarza. - Były też oczywiście porażki, a czasem nawet bardzo gorzkie wygrane, jak chociażby ta w 2013 roku w półfinale play off - dodał Maślanka. W tamtym meczu Włókniarz musiał wówczas wygrać 8-punktami, by awansować do finału. Po wykluczeniu Tomasza Golloba była na to wielka szansa, bo Michael Jepsen Jensen i Rune Holta w ostatnim wyścigu wieźli na 5:1 Darcy'ego Warda. - I gdy cały stadion już się cieszył nagle na 4. okrążeniu jadącemu na drugim miejscu Holcie przytrafił się defekt. Rozczarowanie było ogromne - przyznał Maślanka. W zeszłym roku między Częstochową, a Toruniem też „zaiskrzyło”, zwłaszcza na MotoArenie. Jacek Frątczak, menadżer przegrywającego wówczas Get Wellu postanowił się ratować sprawdzeniem gaźnika Leona Madsena. Efekt był odwrotny do zamierzonego, bo podrażnieni zawodnicy z Częstochowy zaczęli jechać jeszcze lepiej i wygrali. - Na własną zgubę obudził Lwa - wspominał potem kapitan częstochowian, Leon Madsen. Między Częstochową i Toruniem elektryzująco bywa nawet między sezonami, jak chociażby w listopadzie zeszłego roku, gdy działacze Get Well ukradli Częstochowie „króla”. Uwielbiany pod Jasną Górą Norweg z polskim paszportem wybrał intratniejszą finansowo ofertę z Grodu Kopernika. W przeciwnym kierunku zmuszony był zaś udać się Adrian Miedziński, któremu w ten sposób podziękowano w Toruniu za szesnaście sezonów ofiarnej i skutecznej jazdy. Polak pod Jasną Górą zaaklimatyzował się błyskawicznie, w przeciwieństwie do Holty, który jest jednym z żużlowców najbardziej podgrzewających atmosferę w zespole z Torunia. Podczas ostatniego meczu z Lesznem nazwał kolegę z pary Daniela Kaczmarka „pier...nym” idiotą", za co ukarany został karą finansową, ale... w zawieszeniu. Kibice z Torunia w tej sytuacji stanęli raczej po stronie młodego Polaka, a jak częstochowscy kibice przywitają byłego „króla Ryszard o Lwim sercu"? - Wymiana Holta-Miedziński wypadła na razie z korzyścią dla obu klubów. Holta ma wiele zasług dla częstochowskiego żużla i chociaż rozstanie nastąpiło bardzo niespodziewanie, to mam nadzieję, że nie zostanie źle przyjęty pod Jasną Górą. Wierzę w rozsądek częstochowskich kibiców. To pewnie nie będzie gorące przyjęcie, Może być nawet chłodne, ale nie powinno być chamskie - powiedział były prezes częstochowskiego klubu. A co skłócona i spisująca się znacznie poniżej przedsezonowych oczekiwań ekipa z Torunia ma szansę osiągnąć przy ul. Olsztyńskiej? - To na pewno nie będzie dla Włókniarza łatwy pojedynek. Wręcz przeciwnie. Będzie ciekawy i zacięty mecz. Toruński zespół nie ma na razie wyników na miarę oczekiwań, ale widać wyraźnie, że zawodnicy mocno nad sobą pracują. Już do świetnej formy wrócił Jason Doyle, a wkrótce mogą dołączyć kolejni. Spodziewam się wygranej forBet Włókniarza, różnicą 8-10 punktów, ale po bardzo ciężkim pojedynku - zakończył Maślanka.
. ywxzqk109z.pages.dev/641ywxzqk109z.pages.dev/242ywxzqk109z.pages.dev/862ywxzqk109z.pages.dev/907ywxzqk109z.pages.dev/886ywxzqk109z.pages.dev/193ywxzqk109z.pages.dev/821ywxzqk109z.pages.dev/533ywxzqk109z.pages.dev/57ywxzqk109z.pages.dev/682ywxzqk109z.pages.dev/764ywxzqk109z.pages.dev/210ywxzqk109z.pages.dev/453ywxzqk109z.pages.dev/391ywxzqk109z.pages.dev/467
kto nie skacze ten z torunia